Paweł Bednarz Wprost: Jak wygląda sytuacja z wodorem w Polsce. Dużo mówi się, że nasz kraj jest jednym z największych na świecie producentów, a niewiele się dzieje w tym zakresie.
Tomoho Umeda: Prawdą jest, że Polska w ramach swojego przemysłu i występujących w nim procesów, wytwarza dość dużą ilość wodoru. Szacuje się, że około 1 miliona ton rocznie. Natomiast jest to wodór, którego nie możemy uznać za wodór czysty, o którym jest mowa w ramach unijnego "green dealu", czyli nowego, zielone ładu. Ona z kolei nie uznaje wodoru brązowego, czy szarego. W związku z tym niezależnie od tego, że wodoru mamy dużo, on nie jest akceptowalny i nie odegra większej roli w transformacji energetycznej. Tak naprawdę Polska znalazła się za wodorową kurtyną. Technologie wykorzystania wodoru nie są nad Wisłą wdrażane. Powoli się to zmienia, ze względu na plan wprowadzenia nowego zielonego ładu i zaistnienia w świadomości również w przemyśle. Zaczynają powstawać projekty, rozwiązania, a firmy zaczynają się zrzeszać. Wodór stał się też tematem zainteresowania władz. Nastąpiło pewne przebudzenie. Minister Kurtyka w 2018 roku zwrócił uwagę na wodór i podjął pewne działania. Obecnie jako minister klimatu również ukonstytuował zespoły, które mają na agendzie projekty wodorowe.
Dlaczego właśnie wodór?
Wodór okazuje się być fundamentalnym czynnikiem umożliwiającym nam myślenie o neutralności klimatycznej. To wodór jest jednym z najtańszych i najbardziej dostępnych, zero emisyjnych nośników energii, który można wytwarzać na różne sposoby. Można go również transportować. Może stabilizować odnawialne źródła energii, czyli niwelować największą bolączkę, jaką ma system elektroenergetyczny w związku z dużą niestabilnością odnawialnych źródeł energii, bo przecież słońce nie zawsze świeci. System elektroenergetyczny musi być w 100 proc. pewny stałego dopływu określonych ilości energii z OZE. Stabilizatorem może być właśnie wodór. Mowa tutaj przede wszystkim o farmach wiatrowych morskich, gdzie już dzisiaj firmy europejskie, które je budują, rozumieją ten problem i inwestują w stabilizację tychże źródeł właśnie za pomocą wodoru. Dzięki temu znika problem tzw. energii podstawy, czyli tej, która jest gwarantowana. Oczywiście jest również kwestia aplikacji wodoru w transporcie, natomiast tutaj oprócz wodoru są też inne alternatywy, w związku z czym zobaczymy w ciągu najbliższych paru lat, jaki będzie finał rywalizacji różnych paliw alternatywnych.
Czyli jednak bardziej przemysł i energetyka?
Zdecydowanie przemysł i energetyka. Jak już wspomniałem, chodzi o możliwość budowania i stabilizowania źródeł energii. Wodór ma ogromną przyszłość w ciepłownictwie. Jeśli chodzi o transport, to myślę, że w pierwszej kolejności transport wielkoskalowy: koleje, samochody ciężarowe, dostawcze, autobusy. Jeżeli chodzi o transport osobowy, to jeszcze jest wiele znaków zapytania. Spowodowane jest to wciąż niewielką efektywnością. Samochody osobowe wymagają większego ciśnienia w zbiornikach, większej kompresji gazu. Obecnie wygląda to tak, że energia potrzebna do skompresowania w zbiorniku samochodu osobowego wodoru pod ciśnieniem 700 bar jest większa, niż energia przechowywana w wodorze w tym zbiorniku. Są już jednak ogniwa metanolowe, które działają dokładnie tak samo, jak te wodorowe, ale prąd pochodzi z metanolu. Jeżeli jest on "zielony", stworzony np. przy wykorzystaniu wodoru, czy biogazu to również jest on zero emisyjny. Wszelkie metody wytwarzania energii na pokładzie pojazdów sprawiają, że auta mogą mieć większy zasięg, ale wciąż walczymy z problemem baterii. Technologia się rozwija, ale wciąż nie możemy przejechać 1000 km na jednym ładowaniu.
Działa Pan w Komitecie ds. Technologii Worodowych. Jakie jest Wasze zadanie i postulaty?
Staramy się wspierać firmy w ramach Krajowej Izby Gospodarczej. Uruchomiliśmy program budowania strategii wodorowej wraz z Polską Izbą Magazynowania Energii. Jest on bardzo udany, bo okazuje się, że cieszy się ogromnym zainteresowaniem, również firm zagranicznych, które chcą znaleźć platformę do rozwoju z firmami polskimi. Fundamentalną kwestią jest to, że należy się wyzbyć chorych ambicji. Słyszymy, że skoro Polska produkuje dużo wodoru, to powinniśmy zostać mocarstwem wodorowym. Staram się zawsze jednak wszystkich sprowadzać na ziemie i mówić, że może jednak warto nawiązywać bilateralne kontakty z rynkiem szczególnie w Europie Zachodniej. Ten rynek jest z miesiąca na miesiąc coraz bardziej zaawansowany. Polskie firmy powinny, jak najszybciej zacząć brać udział w projektach, nawet zagranicznych po to, żeby się uczyć, żeby zdobywać know-how, ponieważ to jest najważniejsza kwestia.
Widzi Pan, że coś w biznesie zaczyna się dziać?
Mam wrażenie, że polski przemysł dzisiaj jest kompletnie nieprzygotowany na nową perspektywę finansową 2021-2027, która będzie się opierała m.in. o zielony ład. Jeżeliby się zatem zastanowić, w jaki sposób firmy chcą dzisiaj podejść do finansowania swoich projektów z dotacji unijnych, to szczerze mówiąc projektów, które kwalifikują się do tego, żeby być sfinansowane, ja dzisiaj nie widzę zbyt wielu. Nie widzę też myślenia firm o tym, że o takich projektach powinni zacząć myśleć, czy się je przygotowywać. I to jest moim zdaniem bardzo groźna sytuacja, ponieważ boję się, że może dojść do sytuacji, w której polskie firmy po prostu nie będą w stanie uczestniczyć w pierwszym okresie nowej perspektywy finansowej. Dlatego staramy się organizować jak najwięcej rozmów i spotkań, również w ramach europejskiej organizacji Hydrogen Europe. Nowa perspektywa zaczyna się już za rok, zatem biłbym na alarm.
Jak zatem przekonać polskie fiirmy do wodoru?
Myślę, że jest to bariera psychologiczna, spowodowana tym, że jeszcze rok temu słyszeliśmy głosy w Polsce, że wodór to jest science fiction, że to jest futuryzm i będziemy o tym rozmawiać na serio dopiero za 20-30 lat. Mówili to także poważni profesorowie. Tymczasem w Japonii, czy w nawet w Europie rynek wodoru rozwija się. Dzisiaj to nie jest rynek dojrzały. Pewne rozwiązania cały czas się jeszcze docierają, ale my w ogóle w tym nie uczestniczymy jako kraj i nasze firmy uczestniczą w jakimś naprawdę marginalnym stopniu. Stawia nas to w pozycji przegranej na własne życzenie, bo to tylko i wyłącznie kwestia mentalna. Ja od 2014 roku staram się działać i zachęcać polskich przedsiębiorców oraz decydentów do tego, żeby się zainteresowali wodorem, ale z jakiegoś względu do tej pory było to wypierane. My nie mamy żadnego innego wyjścia. Jesteśmy państwem członkowskim UE i będziemy się podpisywać pod "zielonym ładem". Nawet jeżeli uda się wynegocjować jakieś specjalne warunki, to i tak reguły "green dealu" będą nas obowiązywać, a wodór jest jednym z głównych elementów tego planu, obok OZE, baterii i gospodarki obiegu zamkniętego. Trzeba bić na alarm i obudzić polski rynek.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.