Wielodniowy rafting kanadyjskimi rzekami to marzenie niejednego fana dzikiej przyrody i survivalu. Dla Justina, który nie zdradził mediom swojego nazwiska, było to jednak za mało. Kiedy podczas wędkowania usłyszał głośne piski, a jakiś czas później zauważył wystający z rzeki pyszczek zwierzęcia, ciekawość pchnęła go prosto w wodę. Dosłownie, ponieważ nachylający się nad taflą podróżnik stracił równowagę i zanurzył się w lodowatej wodzie. Kiedy jednak wdrapał się z powrotem na tratwę, trzymał w ręku nowego towarzysz podróży.
Początkowo młody kojot nie dawał oznak życia. Przeszkolony z pierwszej pomocy mężczyzna zastosował jednak manewr Heimlicha. Naciskał na przeponę szczeniaka, dzięki czemu zwierzę po chwili zaczęło wykrztuszać z siebie wodę, a potem oddychać. Następnie Justin rozpalił na brzegu ognisko, by ogrzać siebie i YipYipa, jak nazwał odratowanego przyjaciela. Mężczyzna zaopiekował się kojotem jak tylko najlepiej umiał: karmił go, przytulał i pozwalał spać w swoim plecaku. Po 10 dniach podróży skontaktował się z aktywistami i oddał szczenię pod pieczę profesjonalistów. Niestety, podczas podróży nie udało się uratować zamokniętego aparatu. Dołączone przez Wildlife Rehabilitation Society of Saskatchewan zdjęcia są więc jedynymi, na których możemy zobaczyć YipYipa.
Czytaj też:
Tajemnicze stworzenie zastrzelone przez farmera. Badania DNA rozwiązały zagadkęCzytaj też:
Myśleli, że dostali szczeniaka. Okazało się, że to... kojotCzytaj też:
Był przekonany, że sfotografował chupacabrę. Eksperci odebrali mu radość z odkrycia
Uratowany podczas spływu tratwą kojot YipYip