Zrównoważony rozwój? To się wszystkim opłaca

Zrównoważony rozwój? To się wszystkim opłaca

Dodano: 
Rondo Daszyńskiego
Rondo Daszyńskiego Źródło: Shutterstock / Grand Warszawski
Określenie „zrównoważony rozwój” brzmi jak frazes, slogan wymyślony po to, by lekko przypudrować rzeczywistość. Tak mogło być jednak w przeszłości; dziś widać, że ta idea stała się częścią naszej rzeczywistości. Nie wtargnęła do niej szturmem, ale właśnie w zrównoważony sposób weszła drobnymi krokami, zaczynając wpływać na praktycznie wszystkie działania i dziedziny życia.

Druga dekada XXI w. obfitowała w mnóstwo nowych pojęć, które jeszcze w roku 2010 mogły wzbudzać zainteresowanie świeżością i nowością. Teraz są tak często używane, że na podstawie kilku szlagwortów z pogranicza polityki, biznesu i nauk społecznych można napisać piosenkę o „zrównoważonym rozwoju, który ochroni przed pułapką średniego dochodu”.

Jeszcze nie tak dawno polski kapitalizm na dopalaczu akcesu do Unii Europejskiej pędził przed siebie, nie biorąc jeńców. Liczył się zysk, rozwój, ekspansja – jakby przeniesiono lata 60. na Zachodzie nad Wisłę. Po kilku latach takiej gonitwy do Polski zaczęły przedzierać się znane z państw rozwiniętych mody.

Pierwsza, która szybko przeniknęła do debat, była słynna „pułapka średniego dochodu”. Uniknąć jej chcieli dochodzący do władzy przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości. Przed licznymi pułapkami ostrzegał Mateusz Morawiecki, wówczas jeszcze tylko minister, a potem nawet opracował „Strategię na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” (SOR), która miała nas uchronić przed wszystkimi społeczno-gospodarczymi niebezpieczeństwami. Założenia planu przyjęto w lutym 2016 roku i od tego czasu nie tylko rząd, ale i koncerny oraz firmy w Polsce zaczęły stawiać na zrównoważony rozwój (a nie odpowiedzialny, to akurat się nie przyjęło).

O historii rozwoju, jeszcze niezrównoważonego

Pod hasłem „zrównoważonego rozwoju” kryje się w zasadzie prosta teza: Rozwój jest jak najbardziej dozwolony, ba, nawet mile widziany, pod warunkiem że nie niesie z sobą destrukcji w różnych sferach życia i nie zapomina o przyszłych pokoleniach.

Zrównoważony rozwój początkowo kojarzył się z ruchami ekologicznymi, które nawoływały już od lat 70. XX wieku, by zacząć się przyglądać szkodom wywoływanym przez działalność człowieka i eksploatowanie zasobów naturalnych. Niestety, wtedy jeszcze niewielu słuchało takich ostrzeżeń, ale stopniowo zaczęło się to zmieniać. Później rozszerzano pojęcie i w obecnej formie towarzyszy nam w zasadzie wszędzie. Zrównoważony rozwój jednak dopiero ostatnio stał się tak powszechny i popularny, że znajduje się w co drugim dokumencie organów administracji czy firm.

W Polsce nie zapomniano o nim jednak nawet w latach 90. Jest wpisany do Konstytucji (w art. 5), ale sam rozwój ujęto tam w „okrojonej” wersji, tej sprzed XXI wieku. Ustawą zasadniczą jesteśmy zobowiązani do „zapewniania ochrony środowiska, kierując się zasadą zrównoważonego rozwoju”.

Nie ma tam słowa o nim w innych dziedzinach życia. Zresztą jeszcze za rządów AWS-UW przyjęto dokument „Polska 2025 – Długookresowa Strategia Trwałego i Zrównoważonego Rozwoju”, w której potraktowano temat poważnie, choć sam dokument jest krótki i ogólny. Do 2025 r. – zakładał rząd Jerzego Buzka – dynamika wzrostu gospodarczego miała rosnąć, a jakość życia i środowiska – się poprawiać.

Utopia czy realny cel?

Właśnie takie ogólniki towarzyszące idei zrównoważonego rozwoju sprawiają, że momentami myśli się o nim jak o mocno nierealnym celu i schemacie działania na wszystkich płaszczyznach: od obywatela będącego konsumentem i pracownikiem, przez pracodawcę, po organa administracji, zarówno lokalnej, jak i centralnej. Bo czy naprawdę przy obecnym tempie rozwoju technologii i pędzie można na chwilę wcisnąć hamulec i rozejrzeć się wokoło? Zwłaszcza gdy takie zastopowanie grozi utratą pieniędzy czy przewagi nad konkurentami?

Taka strategia byłaby ryzykowna, gdyby nie jeden fakt: wszyscy liczący się gracze na rynku, a także dojrzałe rządy, stawiają na zrównoważony rozwój. To po prostu trend, przed którym nie da się uciec. To jak pełzająca w XIX wieku rewolucja przemysłowa, która dosłownie ukarała tych, którzy nie podążali za przyszłościowymi rozwiązaniami. Skoro wszyscy wciskają hamulec i zaczynają rozglądać się wokoło, to nikt nie ma przewagi.

W szczególności, że zakusy zbyt ekspansywnych firm zaczynają ukracać kolejne rządy. Przykładem może być Europejski Zielony Ład, który odgórnie narzuca państwom unijnym pewien schemat działania wpisujący się w zrównoważony rozwój (choć o trudnościach, które powoduje w polskiej energetyce opartej na węglu, można napisać elaborat na kilkaset stron). Kilka informacji z ostatnich dni. Jastrzębska Spółka Węglowa zapowiada aktualizację, a jakże, swojej strategii zrównoważonego rozwoju, by poprawić swoje ratingi.

Te liczone są na podstawie trzech elementów: E – środowiskowego (ang. environmental), S – społecznej odpowiedzialności (ang. social responsibility) i G – ładu korporacyjnego (ang. corporate governance). W skrócie: nawet węglowy potentat chce wypadać lepiej pod kątem wpływu na środowisko (element E), poprawić zarządzanie (element G) i jeszcze bardziej wpływać, oczywiście pozytywnie, na rynek, otoczenie, partnerów (element S). Taka opowieść ponownie brzmi jak utopia, tyle że wymagają tego realia biznesowe.

Na ESG (czynniki, na których podstawie tworzy się ratingi firm, państw i organizacji) patrzą inwestorzy, banki, rzadziej opinia publiczna.

Przekonała się o tym Energa, która w 2019 r. dostała 2 mld zł kredytu. Pod kilkoma warunkami: pieniądze mogła wydać na rozbudowę mocy wytwórczych OZE, a co roku wspomniane trzy obszary są obserwowane przez agencję ratingową. Rating ESG wpływa później na marżę kredytową dla Energi. Jest też obopólna korzyść. Spółka może zacząć przestawiać się na OZE, poprawiając swoje wyniki, zwłaszcza w sekcji środowiskowej. Banki z kolei nie tylko zyskują okazję do wypromowania się jako wspierające zieloną energię, ale także mogą dopisać sobie kilka punktów w ESG. Przede wszystkim w rubryce „społeczna odpowiedzialność”, ponieważ umożliwiły realizację projektu ważnego z punktu widzenia ogółu.

Wszystko musi być zrównoważone

Inna informacja prasowa z ostatnich dni. Grupa Żywiec i Żywiec Zdrój stworzyły koalicję na rzecz retencji „Dbamy o wodę”. Razem mają chronić zasoby wodne Żywiecczyzny. Samo porozumienie podpisano 22 marca, w Światowy Dzień Wody. Od razu ruszyła strona „Dbamy o wodę”, konto na Facebooku, a obie firmy oczywiście podkreślają, że dbanie o wodę wpisuje się w ich strategie zrównoważonego rozwoju.

Przyglądając się spółkom, firmom, przedsiębiorstwom nietrudno nie zauważyć, że swoją cegiełką dołożoną do zrównoważonego rozwoju chce pochwalić się każdy. Na przykład Żywiec Zdrój. Na stronie głównej marki można od razu znaleźć sekcję „zrównoważony rozwój”. Po przejściu do tej niej otrzymujemy skondensowane ESG: firma chce minimalizować wpływ swojej działalności na środowisko, wspierać lokalne społeczności, zapewniać „harmonijny rozwój pracownikom”.

Można ironizować, ale w 2021 r. żadna marka nie może sobie pozwolić na puste słowa i deklaracje, ale od razu powinna udowodnić, że działa. Na stronie Żywiec Zdrój dostajemy informacje o posadzonych drzewach, programie „Kwietne łąki”. XXI wiek to nie czasy na błędy – wystarczy jeden oburzony influencer, a firma musiałaby się mierzyć z kryzysem PR- -owym. Zrównoważony rozwój chcą realizować wszyscy. Znowu garść informacji z ostatnich dni: Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia ogłosiła przetarg na opracowanie dla niej strategii rozwoju na lata 2022-2027. Wśród celów znalazł się plan zrównoważonej mobilności. Z kolei w Collegium Civitas rusza specjalny program studiów podyplomowych o ekologii i zagadnieniach zrównoważonego rozwoju.

Wywiad w serwisie globenergia.pl z Bartoszem Sykiem, liderem ds. sprzedaży fotowoltaiki w IKEA Retail. Już w pierwszych zdaniach wywiadu dwa razy pada sformułowanie „strategia zrównoważonego rozwoju”. Wprowadzenie fotowoltaiki do szwedzkich sklepów wpisywało się w strategię koncernu. IKEA chwali się zresztą zrównoważonym rozwojem, znowu łącząc biznes i zarabianie pieniędzy z realizacją ESG: „W IKEA znajdziesz szeroki wybór produktów i rozwiązań w przystępnych cenach, które pomogą ci ograniczyć ilość odpadów oraz ograniczyć zużycie energii i wody”. „Zrównoważony rozwój” pojawia się w wielu dziedzinach.

Europejska Komisja Gospodarcza ONZ rekomenduje rozwój energii jądrowej jako niezbędny do osiągnięcia zrównoważonego globalnego rozwoju. A polskie Stowarzyszenie Rolnictwa Zrównoważonego „ASAP” rozpoczęło współpracę z Accenture, firmą doradztwa biznesowego. Cel? Wspólne działania na rzecz rozwoju rolnictwa zrównoważonego.

Naprawdę trudno w tej chwili nie natknąć się na zrównoważony rozwój i nie ma w tym złośliwości – ta idea po prostu stała się częścią naszej rzeczywistości. Nie wtargnęła do niej szturmem, ale właśnie w zrównoważony sposób weszła drobnymi krokami, zaczynając wpływać na praktycznie wszystkie działania i dziedziny życia.

Sięga samych „dołów”, czyli konsumenta (który jeśli chce, staje się prosumentem), dbającego o środowisko i wybierającego ekologiczne produkty i usługi. Taki konsument szuka miejsca, gdzie może je nabyć i sprawdza kolejne firmy. Te z kolei biorą pod lupę dostawców i producentów. Nad nimi czuwa administracja, która też chce nakierowywać przemysł, gospodarkę na zrównoważony rozwój. Coś, co brzmiało jak wyświechtany frazes służący do naganiania sobie bardziej postępowych klientów, pasujący do PR-owych komunikatów, zmieniło się w schemat, z którego chcą korzystać wszyscy.

Artykuł został opublikowany w 12/2021 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.