Czas na polskie owoce. Ten system to „więcej niż sprzedaż”
W marketach króluje egzotyka. Kiwi, mango, awokado – wszystko świeże, pięknie zapakowane, często tańsze niż rodzime porzeczki czy jagody. Według danych, spożycie owoców cytrusowych i bananów w Polsce przekracza konsumpcję większości lokalnych gatunków. W tym samym czasie wielu rolników zmaga się z nieopłacalnością produkcji.
Polskie owoce. Zdrowe, lokalne i... niedoceniane
O trudnych początkach plantacji jagody kamczackiej opowiedział Wprost Piotr Poseł, który swoje gospodarstwo prowadzi od 12 lat. – Zakładając plantację, myślałem, że uprawa, plony i sprzedaż będą prostsze. Rzeczywistość zweryfikowała plany. Sprzedaż i rozpoznawalność tego owocu była marginalna – mówił i dodał, że wszystko zmieniło się, gdy siedem lat temu uruchomił samozbiory. – Ekologiczny model naszej uprawy oraz doskonały smak słodkich odmian jagody kamczackiej pozwoliły mi z roku na rok zwiększać liczbę osób odwiedzających naszą plantację – przekazał nasz rozmówca.
Podkreślił, że najmilszym zaskoczeniem jest dla niego zawsze reakcja konsumentów, bowiem owoce smakują lepiej niż się spodziewali. – Często pytają się, dlaczego takich owoców nie ma w sklepie. Niesamowite jest również to, że owoce jagody kamczackiej bardzo smakują dzieciom, nawet tym, które dopiero zaczynają chodzić – dodał Piotr Poseł.
Jego zdaniem samozbiory to więcej niż sprzedaż – to atrakcyjny model biznesowy. Na gospodarstwie wszystko dostępne jest od ręki, bez pośredników. Rolnik zarabia realnie więcej, a klient kupuje produkt premium w korzystnej cenie. – Zawsze do ich produkcji wybieramy wyłącznie dobrze dojrzałe i smaczne owoce. Mamy nawet ulubione odmiany stworzone do różnego rodzaju przetworów. Nasze wina z ekologicznych owoców jagody kamczackiej są dobrze oceniane na prowadzonych przez nas degustacjach – powiedział.
Lokalny przetwórczy renesans i edukacja przez smak
Model samozbiorów to nie tylko nostalgia za wiejską sielanką. To realna odpowiedź na problem długiego łańcucha dostaw. – Rolnik pomija pośredników, nie musi płacić za transport ani pakowanie. Konsument zyskuje tańszy i zdrowszy produkt, a do tego doświadczenie, którego nie oferuje żaden supermarket – tłumaczył redakcji Wprost Marcin Bańcerowski, promotor inicjatywy NaszeSamozbiory.pl i właściciel marki DiWine.
Jak przyznał, samozbiory to strategiczny punkt jego działalności edukacyjnej i społecznej. – Bez systemowego wsparcia lokalnych producentów stracimy nasze sady i plantacje. A to oznacza, że za kilka lat polskich owoców może po prostu zabraknąć – mówi.
Wyjaśnił, że portal NaszeSamozbiory.pl powstał jako pomost między producentem a konsumentem. Informuje, edukuje, łączy. Choć dopiero raczkuje, już budzi duże zainteresowanie – zarówno wśród klientów, jak i rolników.
Przetwórstwo lokalne. Czas na powrót do domowych smaków
Na wspomnianym portalu można znaleźć gospodarstwa otwarte na samozbiory, kalendarze zbiorów, kursy i szkolenia – tak, by rolnik mógł lepiej zarabiać, a konsumenci – nabyć owoce znacznie taniej niż w sieci. – Reakcje są pozytywne, ale potrzeba więcej promocji i spotkań lokalnych – przyznał Bańcerowski. Planuje spotkania od marca do maja 2026 roku, aby przekonać lokalnych rolników do korzyści płynących z samozbiorów i przetwórstwa.
Marcin Bańcerowski organizuje także studia podyplomowe „Winiarstwo i cydrownictwo” we współpracy z Uczelnią Łukaszewski oraz kurs „Twoje Domowe Wino Owocowe”. Jego marka DiWine od 2020 roku zdobywa medale w Polsce i za granicą, sprzedawana nawet na lotniskach. To doskonały dowód na to, że lokalne przetwórstwo ma potencjał biznesowy. – Docelowo chcemy 300 lokalnych winiarni do 2030 roku – mówi podkreślając, że to jak najbardziej możliwe; potrzebna jest tylko wiedza, odwaga i wsparcie.
Eksport, wyzwania i potrzeba strategii
Z kolei Paweł Eggert, przetwórca aronii z wielopokoleniowego gospodarstwa, przyznaje, że 90 procent ich produkcji trafia na eksport. – Mamy świetne owoce, nowoczesne zaplecze i technologiczne innowacje, ale brakuje nam jednej rzeczy – strategii – mówi. Jego zdaniem problemem nie są tylko ceny, ale brak planowania długoterminowego. – Uprawy owocowe są wieloletnie. Potrzebujemy polityki rozwoju, a nie gaszenia pożarów od wyborów do wyborów.
Eggert zwraca też uwagę na zmarnowane sukcesy. – Kiedy są dobre ceny, nie reinwestujemy, tylko „przejadamy sukces”. A potem przychodzi rok z przymrozkami, suszą, i nie mamy odporności – podsumowuje.
Z kolei edukacja konsumencka to według niego klucz do sukcesu. – Przez samozbiory pokazujemy, że za owocami stoją ludzie, praca i kultura – mówi. Rok temu jego firma zaczęła organizować zbiory aronii z przetwórstwem na miejscu.
Eggert przekonuje, że polska aronia, której produkujemy najwięcej na świecie, ma szansę stać się rozpoznawalną marką, porównywalną do francuskiego wina czy włoskiej oliwy. – Dzięki odporności i trwałości można eksportować konfitury, suplementy, soki. Ale bez konsolidacji i strategii marki nie zbudujemy silnej pozycji na świecie – zaznacza.
Jak realnie zmienić sytuację?
Eksperci przedstawili nam swoje pomysły, jak można byłoby trwale zmienić sytuację. Jednym ze sposobów jest promocja samozbiorów. To bowiem szansa na sprzedaż i edukację. Chodzi o to, by konsument poznał rolnika i smak prezentowanego owocu. Oprócz tego ważne jest wsparcie przetwórstwa lokalnego – czyli między innymi kursy, szkolenia, i edukacja (krajowa i regionalna), które ułatwią rozwój przetwórczy.
Ich zdaniem opracować należałoby długofalową strategię działania i wdrożyć systemową współpracę rolników, samorządów i instytucji państwowych. Potrzebny jest spójny, przyjazny system wspierający produkcję i sprzedaż polskich owoców.
Istotna jest także edukacja od najmłodszych lat – lekcje w szkołach i przedszkolach powinny pokazywać, że lokalne owoce są wartościowe, zdrowe, smaczne i ekologiczne.
Dlaczego teraz? Bo trend jest już widoczny – rosnąca świadomość zdrowotna, powrót do natury, poszukiwanie lokalnych produktów. Samozbiory łączą w sobie turystykę, smak i edukację, a przetwórstwo lokalną gospodarkę i historyczne dziedzictwo. To przyszłość dla polskich rolników, a dla wielu konsumentów wycieczka na plantację może być pierwszym krokiem do zmiany nawyków zakupowych.
Polska ma wszak wszystko, by osiągnąć długofalowy sukces w kontekście rodzimych owoców. Mamy świetne warunki klimatyczne, doświadczenie, rolników, którzy chcą działać i konsumentów spragnionych lokalnych smaków. Być może wkrótce owoce prosto z krzaka, świeże i lokalne, staną się normą, a nie rzadkością.