Polska firma pomaga w Liberii. „Beneficjentami ma być miejscowa ludność”
Artykuł sponsorowany

Polska firma pomaga w Liberii. „Beneficjentami ma być miejscowa ludność”

Dodano: 
Przedstawiciele Intereko Energia wraz z UNASDG przeprowadzają inspekcję składowiska odpadów dla miasta Paynesville
Przedstawiciele Intereko Energia wraz z UNASDG przeprowadzają inspekcję składowiska odpadów dla miasta Paynesville Źródło:Materiały prasowe
Założenie jest proste: beneficjentami tych inwestycji ma być miejscowa ludność, samorząd, państwo. Nie działamy według zasady „sprzedaj i zapomnij” – my pozostaniemy z nimi w kontakcie, my chcemy długofalowej współpracy – mówi Jarosław Grobelny, prezes Intereko Energia.

Liberia to kolejne państwo, w którym próbujecie „poukładać” sprawy związane z gospodarką odpadami. Skąd w ogóle taki kierunek?

Liberia jako pierwszy kraj z tego kontynentu zdecydował się na przystąpienie do naszego programu, działającego pod patronatem ONZ i agencji międzyrządowej UNASDG. Tak jak powtarzamy od dawna, naszym celem jest realizowanie 12 z 17 punktów Agendy 2030 ONZ, mamy opracowane 41 technologii, które wpisują się w te założenia.

W przypadku Liberii będziemy działać szerzej, ponieważ nie ograniczymy się do tego, czym głównie się zajmujemy, czyli do inżynierii środowiskowej, instalacji do konwersji odpadów, ale wdrożymy też programy edukacyjne i opracujemy infrastrukturę drogową. W kwestii tego drogowego przedsięwzięcia mamy partnera, który będzie to wykonywał na miejscu.

To oznacza, że rozwijacie swoją ofertę?

Nie do końca. Akurat w sprawie rozbudowy infrastruktury drogowej my pełniły raczej funkcję nadzorczą, mamy dopilnować, by było tak, jak zaplanowano, nie będziemy odpowiadali za fizyczną budowę dróg. Chcemy skupiać się głównie na tym, by nauczyć tamtejszy biznes, samorządy, jak działać, dostarczyć im know-how, technologię. Nie jesteśmy dużą organizacją, wybieramy sobie lokalnych partnerów i we współpracy z nimi chcemy dać podwaliny dla zrównoważonego rozwoju na miejscu. To nie jest model, w którym zagraniczny kapitał przyjeżdża, stawia infrastrukturę i chce czerpać zyski.

Założenie jest proste: beneficjentami tych inwestycji ma być miejscowa ludność, samorząd, państwo. Nie działamy według zasady „sprzedaj i zapomnij” – my pozostaniemy z nimi w kontakcie, my chcemy długofalowej współpracy. Tak więc to nie jest bezpośredni rozwój oferty, widząc pewne zapotrzebowanie w Liberii na inne rozwiązania, po prostu się nad tym pochyliliśmy.

To jest w ogóle mało oczywisty kierunek: Afryka Zachodnia, Liberia.

To państwo szybko zareagowało na naszą oficjalną korespondencję, wzorowo przeprowadziła temat, kiedyś w podobny sposób układały nam się relacje z rządem nigeryjskim. W Nigerii w ciągu tygodnia zorganizowano nam masę spotkań z ministerstwami, w Liberii również mieliśmy do czynienia ze sprawnym działaniem. Liberia ma w ogóle medialnego prezydenta, nie poznałem go osobiście, ale fani piłki powinni go kojarzyć: George Weah. To między innymi on dał zielone światło, by otworzyć kraj, promować tego typu działalność, życzyłbym sobie, by inne państwa miały takie podejście.

Teraz Liberię czeka co prawda żmudny proces oczekiwania na zatwierdzenie tych projektów, ale i tak wiele spraw załatwia się tam o wiele, wiele szybciej niż w Europie.

Czyli?

Po pierwsze, ta ścieżka pozyskiwania środków przez ONZ i agencje międzyrządowe jest prostsza niż proces, w którym uczestniczą banki światowe, a także prostsza od drogi po finansowanie, którą trzeba przebyć np. w Unii Europejskiej. My po trzech miesiącach od zgłoszenia jesteśmy w stanie odpalić projekt.

Legislacyjna wolnoamerykanka?

Prawo w zakresie ochrony środowiska w krajach afrykańskich dopiero raczkuje, a to oznacza, że nie mamy... powiedzmy tej kuli u nogi, która występuje w Europie. Zajmujemy się gospodarką odpadami, segregowaniem, utylizacją. Na Starym Kontynencie blokują nas przepisy, w Afryce zagospodarowanie odpadów jest na o wiele niższym poziomie, potrzebują interwencji w tym zakresie, a my mamy przestrzeń do działania i tworzenia czegoś nowego.

W Europie nie może działać mobilna spalarnia odpadów, nie ma w ogóle definicji mobilności takiej instalacji, powstaje więc wyłącznie stacjonarna infrastruktura. W Afryce możliwe jest korzystanie z mobilnych modułów, co poszerza możliwości, zwłaszcza w takim kraju jak Liberia. Europa trochę się pozamykała różnymi przepisami, przez co nie można stworzyć takiego zamkniętego obiegu, w Afryce to możliwe.

Jak niby mobilne spalarnie odpadów mają się przyczynić do poprawy życia przeciętnego mieszkańca?

Tam nie ma planów zagospodarowania przestrzennego i trwa ogromny odpływ ludzi z wsi do miast, a to generuje szereg problemów, ponieważ te miasta nie mają jak zapewnić im dostęp do czystej wody, odebrać od nich odpadów.

Liberia to kraj, który doświadczył nie tak dawno wojny domowej, infrastruktura z inżynierii środowiskowej nie istnieje, nie mają oczyszczalni ścieków – a nimi też się zajmujemy. To wszystko trzeba postawić od zera, a rozwiązania mobilne mogą być dostarczane tam, gdzie problem występuje, a potem można przenieść je w inne miejsce, modyfikować względem całej infrastruktury.

Mieliśmy taką konferencję, podczas której Pam Belcher-Taylor, burmistrzyni Paynesville, mówiła, że zarządza prawie półtoramilionową aglomeracją, a do jej obsługi ma jedną ciężarówkę i 17 kontenerów 5-metrowych.

Wspomniał pan o tych brakach przepisów, jakby to był raj, a nie zawsze tak jest. Aż tak trudno robić w Europie to samo, co robicie w Afryce? Idea zrównoważonego rozwoju już tu zawitała.

Na Starym Kontynencie ten zrównoważony rozwój jest moim zdaniem wykorzystywany, przynajmniej w tej chwili, do celów marketingowych i niewiele ma wspólnego z realnym działaniami. Niedawno widziałem reklamę banku, który ogłaszał, że wspiera zrównoważony rozwój.

Mnie się banki kojarzą z wyzyskiem, a jeszcze nie słyszałem o tym, by wyzysk był zrównoważony. Idea zrównoważonego rozwoju zakłada w tym wypadku, by nie wpychać do własnej kieszeni i prowadzić stałą redystrybucję dóbr, by można było z tego czerpać, także lokalnie. Musimy myśleć o tej redystrybucji, także globalnie.

I w tę opowieść wierzą inni, kolejne państwa?

Już się zgłaszają, choć takimi kanałami... powiedziałbym mniej oficjalnymi. To w ogóle specyficzny proces, ponieważ my też nieoficjalnie „badamy grunt”, potem jest cała wymiana korespondencji. Na razie skupiamy się na Liberii, a na przykład tym proponowanym przez nas rozwiązaniom przygląda się Libia, która wysyłała pewne sygnały, więc może czeka na nas efekt kuli śnieżnej? Ktoś zawsze musi być pierwszy.

A nie jest przypadkiem tak, że jeśli uda się wam właśnie w tym kraju, to zgłoszą się kolejne, widząc zmianę u sąsiada?

Tak może się stać, ale każde państwo należy traktować indywidualnie. Liberia praktycznie nie ma przemysłu, stoi na rolnictwie i wydobyciu, więc ma zupełnie inne problemy niż, powiedzmy, Republika Demokratyczna Konga. Z RDK też rozmawiamy, ale tam przemysł jest na zupełnie innym poziomie, a więc mają inne problemy i tam potrzebny jest inny zestaw rozwiązań.

Naprawdę sporym problemem państw afrykańskich jest brak infrastruktury drogowej, a to niemałe utrudnienie. Jednak nie tylko to, proszę pomyśleć też w ten sposób: tam mało kogo udałoby się namówić na system segregacji odpadów, który znamy. To wyzwanie edukacyjne, by pokazać, co można osiągnąć dzięki segregacji, odseparowaniu tych odpadów organicznych i przeznaczeniu ich na kompost, a może do wytworzenia energii w biogazowniach i tak dalej...

Pan ma na to wszystko szybkie odpowiedzi i pomysły, a mówimy o jeszcze niezrealizowanych projektach.

Mam taki zamysł, by tworzyć całe centra, które rozwiązują problemy odpadów, a jednocześnie generują wartości dodane: powstają miejsca pracy, tworzy się nawozy, energię, poddaje różne materiały recyklingowi, a to wszystko ma zostać tam, na miejscu.

W Afryce nie za bardzo są papiernie, to jest tam w ogóle ciężki temat. Papierni nie zbudujemy, ale przecież papier można odseparować od innych odpadów, a potem wysłać, załóżmy, do papierni w Niemczech, która za to zapłaci. Dla jednej strony to odpad, dla drugiej – surowiec. Ja lubię takie układanki, choć nie ukrywam – ta gospodarka odpadami to kosztowna zabawa. Jestem człowiekiem czynu. Czasem jak o czymś trzeba zbyt długo rozmawiać, to marzy mi się, by zostawić tę część pracy komuś innemu, złapać śmieci w ręce i już sprzątać, rozwiązywać prawdziwe problemy.

Czytaj też:
„Cały świat ma problem”. Polska firma „sprząta” w Azji i Afryce
Czytaj też:
Intereko Energia: Nasz cel to posprzątać planetę